Leon zadzwonił tego wieczoru po kolacji. Siedziałam na podłodze bezycznnie opierając się o łóżko.
- Hey, co tam - odezwałam się jako pierwsza.
- Jedź ze mną na cztery dni do Nowego Yorku
Jego wypowiedź tak mnie zaskoczyła że nie potrafiłam wydobyć z siebie żadnego słowa.
- Wiem że tam jesteś. Vilu?
- Muszę to przemyśleć, jutro dam Ci znać. - kończę rozmowę i wpatruję się w sufit.
- Co ja mam teraz zrobić? - odpowiada mi cisza.
- Ale mamo! - proszę ją już od pół godziny żeby pozwoliła mi jechać do tego głupiego NY.
- Violetta to jest zbyt nie bezpieczne dla ciebie. - mówi, spoglądam na nią, w moich oczach gromadzą się łzy. - To mam swoje ostatnie dni spędzić na łóżku bezczynnie gapiąc się w sufit i wyczekując końca?! - wykrzykuję w stronę kobiety, spogląda na mnie z otwartą buzią Noe wiedząc co powiedzieć.
- Dobrze wiesz że nie oto chodzi - spogląda na mnie ze smutnymi oczami. - To o co? - po moich policzkach spływają łzy, jedna, druga, trzecia...
Nie chcąc słuchać dalszych kazań matki biegnę do swojego pokoju, wchodzę do niego i trzaskam dźwaimi, rzucam się na łóżko i probóję stłumić mój płacz poduszką.
Wychodzę z mojego pokoju i kieruję się do kuchni. Słysząc dźwięk otwierających się drzwi odwaracam się. - Violetta musimy Ci coś powiedzieć - mówi mama gdy wchodzi do wcześniej wymienionego miejsca.
O matko... pewnie znów będą mówić że nie mogę jechać bo... bla bla bla. Super!
- Co znowu? - pytam od niechcenia. - Byliśmy u doktor Kylie i...
- Iii... - podnoszę brew do góry wyczekując odpowiedzi.
- Pojedziesz do Nowego Yorku - wyjaśniła w końcu. - Doktor Kylie zezwoliła na twój wyjazd, przekonała nas, żyj swoim życiem...
- Tak bardzo was kocham! - krzyknełam i obięłam rodziców.
- Dziękuję, tak bardzo dziękuję! - mówię odrywając się od rodziców.
Od razu zadzwoniłam do Leona.
- Wyjazd nadal aktualny?
- Nigdy bym z niego nie zrezygnował
Będąc już na lotnisku żegnam się z tatą.
- Zobaczymy się niedługo kochanie? Pamiętaj kocham Cię! - mówi mi to już setny raz ale i tak to kocham.
- Tak tato, też Cię kocham - uśmiecham się.
Mama niestety nie pojechała z nami, nie mogła jechać w takim stanie. Ludzie to tylko cztery dni!
Gdy razem z Leonem kierowałam się w stronę samolotu, on machał do mnie a ja do niego, płakał. Może dlatego że, myśli że już nigdy mnie nie zobaczy? To bzdura.
- Nowy York, nadzchodzę. - mówię do siebie gdy samolot pokonuje pasy startowe.
Wzrok wszystkich ludzi w samolocie był skierowany na mnie. Nie powiem, czułam się z tym źle.
- O co im chodzi? - szepcze do Leona patrząc się na ludzi. - Dlaczego tak się gapią? - Nie wiem, może dlatego jesteś podpięta do butli. - skwintował. - Dzięki - odwracam wzrok w stronę okna. Jasne zawsze byłam dziwakiem. Przez chwilę mnie przepraszał, chociaż sama nie wiem dlaczego się na niego obraziłam.
- Trudno cię pocieszyć - stwierdził szatyn.
- To wiadomo nie od dziś. - wzdycham patrząc na niego. - Uciszyć cię też nie łatwo - śmieje się. Szturcham co lekko w ramię udając obrażoną. - Leon Verdas, wstydzi się usiąść obok dziewczyny z butlą tlenową.
- Nie prawda. - prostuje. Spojrzał na na mnie a późnej na okno.
Heya!
Dawno mnie nie było...
Szczerze?
To ten rozdział pisałam jakieś 30 minut.
Jest krótki i do bani.
Jak zawsze co nie?
Ogólne to mam Wattpada!
Tak Ja mam...
@LittlleDree
Zapraszam!
Do następnego
Buziam
Tila
Maddy
OdpowiedzUsuńObu ten wypad im się udał.
UsuńCudowny!
Asia
OdpowiedzUsuńPerełka. 😘
UsuńViola jedzie z Leosiem do NY. 🌆🗽🌎
Biedna musi chodzić z "butlą".🙁
Ciekawa jestem jak to wszystko się rozwinie.🤔
Asia Blanco 🤗
Diana
OdpowiedzUsuńDziękuję za dedykację kochana ❤
UsuńMam nadzieje, że wyjazd okaże się udany.
Rozdział bardzo mi się podoba i już nie mogę doczekać się kolejnych.
xoxoxo
Diana
Miss Bluberry
OdpowiedzUsuńHejka!
UsuńRozdział jest boski!
Biedna Vilu...
Leon i Vils jadą do Nowego Yorku!
Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału.
Buziaki
Miss Blueberry
Emily
OdpowiedzUsuńWspaniałe rozdziały...
OdpowiedzUsuńBiedna Vilu.
Czekam na kolejne 😁😁
Jeśli znajdziesz czas to zapraszam mnie 😚😚😚😁