wtorek, 18 kwietnia 2017

Rozdział 14 "Kolacja"

Dedykacja dla mrs.Drankes


Jesteś jednym moim wspomnieniem
za którym tak bardzo tęsknię

Obudziłam się dopiero, kiedy samolot wysuwał podwozie.
Spoglądam na Leona, który nadal jest wpatrzony w okno. Mam nadzieję że spał.
Sprostoowałam się, żeby zobaczyć Nowy York.
Wielkie miasto, które zdaję się że tonie w wodach oceanu. Po odebraniu bagażow wcisneliśmy się do pierwszej, przypadkowej taksówki.

Zezrewacje mieliśmy w hotelu Wellington, mój pokój był mały, znajdowała się tam sofa, fotel i półka na ciuchy. Byłam totalnie zmęczona, dlatego odłączyłam się od butli i włożyłam maskę tlenową.
Obudziłam się kilka godzin późnej, połączyłam się  do butli z tlenem, zdejmując w tym samym czasie maskę i umieściłam rurkę z tlenem pod nosem. Wstałam w celu pójścia do łazienki, lecz moje pragnienie zostało zrujnowane przez pukanie do drzwi. Powiedziałam ciche "proszę" już po chwili w pokoju pojawiła się uśmiechnięta pokojówka.
-  Pan Leon kazał pani przekazać że macie państwo rezerwację w restauracji o nazwie Daniel  -  wyjaśniła.
-  Dziękuję -  uśmiechnęłam się promiennie do kobiety, która w szybkim tempie opuściła pomieszczenie.
Włożyłam letnią sukienkę, beżową, z eleganckim krojem, bez ramiączek, z tyłu ma wydłużony materiał. Do tego tego samego koloru koturny.
Słysząc słysząc płukanie do drzwi szybko podeszłam i je otworzyłam. Leon miał na sobie czarny, skrojony garnitur z wąskimi klapami oraz białą koszulę z  czarnym krawatem.
-  Wyglądasz wspaniale - powiedział.
-  Ja... -  zaczęłam.  -  Pierwszy raz mam na sobie taką sukienkę, więc proszę cię, zakończymy ten temat. -  mówiłam błagalnym tonem co u szatyna wywołało śmiech.

-  Witamy w Nowym York. Czy życzą sobie państwo menu, czy jednak podać danie dnia?
Spojrzałam  na mojego towarzysza, który uśmiechnął się.
-  Zdamy się na szefa kuchni.
-  Oczywiście - odparł kelner, który znikną za drzwiami, które chyba prowadzą do kuchni.
Po chwili wrócił z dwoma kieliszkami
-  Dziękuję że przyjechałaś razem ze mną do Nowego Yorku -  odparł. -  I za to że wyglądasz tak cudownie - poczułam że się rumienie. Pokręciłam głową, chcąc dać mu do zrozumienia żeby przestał.

Zadowolona opieram się o oparcie krzesła, deser był przepyszny. Czekolda idealne komponowała się z lekko słonym ciastkiem.
To pierwsza i ostatnia kolacja w moim życiu i mogę również stwierdzić że najlepsza.
Spoglądam ukradkiem na Leona i posyłam mu delikatny uśmiech.  -  I jak? -  pyta, opierając swoje dłonie o stół. -  Wspaniale  -  mówię zadowolona.  -  Mam ochotę zabrać tego kucharza do domu -  dodaję rozmażona.  Słyszę śmiech szatyna, posyłam mu pytające spojrzenie.
- Nic...

Muszę przyznać że Nowy York, wspaniale wygląda nocą i nie tylko.
Niepowtarzalna atmosfera Nowego Yorku unosi się nad miastem, przenosząc każdego turystę do świata magi. Miejsce pełne bichutru i szklanych wieżowców. Ogrom wrażeń,  zachwyt i uczucie spełnienia.
Każde miejsce ma swój urok, a co najlepsze, swoją historię...
Usiedliśmy na jednej z licznych ławek Central Parku. Zwróceni do wielkiej fontanny, która była podświetlona różnymi światełkami.
Za każdym razem gdy woda wytryskała kolor światełek zmieniał się. Poczułam że Leon objął mnie ramieniem, uśmiechnęłam się.
Było idealnie, woda chlupiąca co chwilę o kamienne ścianki fontanny. Zakochana para przechodząca obok nas, szeptająca sobie czułe słówka na ucho. Starsza pani, która przechodząc obok nas uśmiechnęła się na nasz widok. On obejmujący mnie ramieniem.
Przytuliłam się odrobinę mocniej. Siedzieliśmy tak bardzo długo. Aż w końcu odchrząknął, zsunął rękę z mojego ramienia na swoje udo.
-  Wracamy?
- Jasne...

Hey!
Witam was w ten przecudowny poniedziałek
Tu macie wyczuć sarkazm
Jest taki piękny jak mój rozdział 
Inaczej wyrwana kartka z pamiętnika, która została zjedzona przez psa
Baa...
Miałam tak zrobić żeby Leon był fochnięty na Violette ale... to jest mocniejsze ode mnie.
Kiedyś ich po psztykam xD 
Nie martwcie się...
Musi się coś dziać 
Ale teraz kończę bo idę oglądać cudowne widoki za okna
Jak mi zalewa podwórko

Tila

środa, 12 kwietnia 2017

Rok blogaa!



Miałam ten post dodać wcześniej... ale zapomniałam?
Ups...? 
Heh...😳
W poniedziałek minął rok odkąd założyłam tego o to bloga...
Jestem dumna!
Jeny jak ten czas szybko zleciał...
Starzeję się 😭
Wszyscy się starzejemy!😭😭
Ogólnie bardzo wam dziękuję że jesteście ze mną💞💞
Że tyle wytrzymaliście😂❤
I przy okazji chciałbym wam życzyć radosnych świąt Wielkanocy!💗
Dziękuję wam💕

Tila❤

środa, 5 kwietnia 2017

Rozdział 13 "Kiedy wszystko się zaczęło "

Dedykacja dla Asi Blanco



-  Jesteś śpiąca?  -  zapytał.
-  Trochę  -odparłam, opierając swoją głowę na jego ramieniu.  -  Znamy się dość długo, a praktycznie  nic o sobie nie wiemy.  -  oznajmił -  Znaczy wiesz... -  zaciągnął, podniosłam głowę na wysokości jego oczu i zmarszczyłam czoło, nie wiedząc o co mu chodzi.  
-  No nie wiem...  twój ulubiony film?  -  Hm...  "50 twarzy Greya"  -  uśmiechnęłam się, chłopak natomiast lekko się skrzywił. Po jego minie wnioskuję że niezbyt przepada za tym filmem.  -  No co?   
-  Nic tylko... to jest mega dziwne.   -  twierdzi sięgając po butelkę wody.  - Nie rozumiem może być w tym dziwnego. 
-  To że ten gościu jest, mega dziwny?  - mówi, przymykam oczy i cicho wzdycham.
-  Dobra, a twój? - spogląda na mnie zdziwiony.
-  No twój ulubiony film! - prostuje śmiejąc się z jego inteligencji. Spogląda na mnie złowrogo, lecz po chwili sam zaczyna się śmiać.
-  Harry... -  nie pozwalam mu dokończyć ponieważ zatykam mu swoją rękę buzię. Patrzy na mnie zdziwiony, ja tylko kręce głową i puszczam dłoń, która przed chwilą znajdowała się na jego ustach. 
-  Proszę cię wszystko tylko nie Harry Poter. -  wyznałam , lecz on wpatrtwał się we mnie tymi szeroko otwartymi, o pięknym kolorze, oczami.  -  Przecież ty lubisz fantastyczne filmy?!  -  krzyczy szeptem nadal zdziwiony.
Odchylam głowę do tyłu i wzdycham. Powracam wzrokiem na mojego towarzysza, który wypala mnie całkowicie wzrokiem.
-  Wszystkie oprócz Harry'ego  -  odpowiadam krzywiąc się na dźwięk imienia bohatera.
-  No to już wiemy coś o sobie, ja lubię Greya a ty za to...  -  próbuje wypowiedzieć jego imię, ale mi nie wychodzi.  -  No tego, tamtego  -  kończę szczerząc się jak idiotka.
-  Dobra widzę że ten temat o fimach nie był zbyt udana - stwierdza z powagą, posyłając mi swój uśmiech, który odwzajemniam.

Wszyscy w samolocie śpią, tylko my ciągle i bez przerwy rozmawiamy. Leon opowiada chyba już z dziesiąty żart, który wogule nie jest śmieszny, ale jednak się śmieję. Dlaczego?
Dlatego że, gdy opowiada i zaczyna się śmiać śmiesznie marszczy nosek, mogłabym tak bez przerwy.
-  I on nie dziękuję, jestem wegetarianinem  -  kończy swój kolejny nieudany żart i wybucha śmiechem, a razem z nim ja.  -  Wiesz może już wystarczy, mam dość -  próbuje opanować śmiech.
-  Masz jakiś fajny cytat, ulubiony?  -  zmienia szybko temat. Spoglądam na niego kątem okna, on jednak wpatruje się we mnie oczekując odpowiedzi. Przymykam powieki i zaciskam dłonie w pięści próbując sobie przypomnieć. 
-  Umiesz przypomnieć sobie, kiedy wszystko się zaczęło? - zaczynam mając nadal zamknięte oczy. -  A zaczęło się wcześniej niż Ci się wydaje, o wiele wcześniej... -  odwracam się gwałtownie słysząc głos szatyna.
- Wtedy zaczynasz rozumieć,że nic nie dzieje się dwa razy. Już nigdy nie poczujesz się tak samo, nigdy nie wzniesiesz się trzy metry nad niebem.  - ostatnie osiem słów wypowiadamy razem wpatrując się sobie w oczy, uśmiecham się delikatnie do niego, odwzajemnia, 
-  Kocham cię -  powiedział cicho.
Zdziwiłam się na słowa chłopaka, choć sama wiedziałam że on też nie jest mi obojętny.
Ale ukrywałam to przed sobą, zawsze tak jest, zawsze uciekam od prawdy.
- Leon... ja na prawdę...
-  Ja też naprawdę  - miał minę jakby jego ukochany pies, którego ma od dzieciństwa, odszedł, tak po prostu to zostawił, nie wiedząc ile bólu mu wyrządzi zostawiając co samego.
-  Zakochałem się w tobie i nie zamierzam tego ukrywać, bo nie zniosę tego dłużej. Naprawę cię kocham, kiedyś musiał nadejść ten czas, nadszedł właśnie teraz, wszyscy jesteśmy skazani na miłość, tego nie da się zrozumieć. Ale wiem, że...  Jesteś jedynym powodem dla którego ja jestem.
-  Leon... - zamilkłam nie wiedząc co powiedzieć dalej. Czułam jak wewnątrz mnie narasta wielkie pragnienie wyznania mu co ja czuję, ale niestety nie mogłam wydobyć żadnego słówka. W moim gardle pojawiła się ogromna gula, która zaczęła narastać, w oczach pojawiły się łzy. Zacisłam mocno powieki, próbując nie dać wydostać się łzą, które pojawiły się w nieodpowiednim momencie. Zacisną usta w wąską linię i odwrócił wzrok, a potem oparł się o okno.


Wróciłam!!
Nie wiem który to już raz... Ale wróciłam 😅😳
Jak widzicie końcówka jest bardzo... nwm jak to nazwać...
O!
Emocje wzrosły, i kurtyna...
Nie głupie to...😂
Mniejsza 
Mam nadzieję że podobało wam się 
Tak że... do następnego !

Tila

wtorek, 7 marca 2017

I'm sorry... sorry sorry...

Um... heyy?
Taa...
Bardzo was przepraszam że długo nie dodaję rozdziałów ale po prostu mam takiego doła... że nie mogę no po prostu nie mogę.
Wszystko było cudownie dopóki coś albo ktoś musiał to zepsuć...
Mianowicie chodzi mi o koncert Bars and Melody...
Tak mnie to boli że mnie tam nie było że nie wiem...
I jescze oczywiście standard... nauka, testy , karkówki itd...
Mam dość...!
Ogólnie przeparszam was za to moje gderanie bo was to wogule nie interesuje... ale mniejsza
Rodził może pojawi się do niedzieli na tym i na tamtym blogu... jak dam radę...
Tak więc... 

Tila
Mój cały świat ♡
Kocham ich najrzadziej ♡

poniedziałek, 20 lutego 2017

Co najbardziej kochamy? Notkę informacyjną oczywiście...

UWAGA! UWAGA!!
Chciałam was zawiadomić iż... dnia któregoś tam xD  Powracam na mój drugi blog.
Tu macie link⬇⬇
KLIK
A i oczywiście rozdziały będą się pojawiały na tym blogu i na tamtym.
Jeny... no to jest oczywiste...
No to zapraszam!

Tila

sobota, 18 lutego 2017

Rozdział 12 " Nowy York"


Dedykacja dla Diany❤
Leon zadzwonił tego wieczoru po kolacji. Siedziałam na podłodze  bezycznnie opierając się o łóżko.
-  Hey, co tam - odezwałam się jako pierwsza.
-  Jedź ze mną na cztery dni do Nowego Yorku
Jego wypowiedź tak mnie zaskoczyła że nie potrafiłam wydobyć z siebie żadnego słowa.
-  Wiem że tam jesteś. Vilu?
-  Muszę to przemyśleć, jutro dam Ci znać.  - kończę rozmowę i wpatruję się w sufit.
-  Co ja mam teraz zrobić?  -  odpowiada mi cisza.

-  Ale mamo!  -  proszę ją już od pół godziny żeby pozwoliła mi jechać do tego głupiego NY.
-  Violetta to jest zbyt nie bezpieczne dla ciebie. - mówi, spoglądam na nią, w moich oczach gromadzą się łzy.  -  To mam swoje ostatnie dni spędzić na łóżku bezczynnie gapiąc się w sufit i wyczekując końca?!  -  wykrzykuję w stronę kobiety, spogląda na mnie z otwartą buzią Noe wiedząc co powiedzieć.
-  Dobrze wiesz że nie oto chodzi  -  spogląda na mnie ze smutnymi oczami.  -  To o co? -  po moich policzkach spływają łzy, jedna, druga, trzecia...
Nie chcąc słuchać dalszych kazań matki biegnę do swojego pokoju, wchodzę do niego i trzaskam dźwaimi, rzucam się na łóżko i probóję stłumić mój płacz poduszką.

Wychodzę z mojego pokoju i kieruję się do kuchni. Słysząc dźwięk otwierających się drzwi odwaracam się.  - Violetta musimy Ci coś powiedzieć - mówi mama gdy wchodzi do wcześniej wymienionego miejsca.
O matko... pewnie znów będą mówić że nie mogę jechać bo... bla bla bla.  Super!
-  Co znowu?  - pytam od niechcenia.  - Byliśmy u doktor Kylie i...
-  Iii...  - podnoszę brew do góry wyczekując odpowiedzi.
-  Pojedziesz do Nowego Yorku -  wyjaśniła w końcu.  -  Doktor Kylie zezwoliła na twój wyjazd, przekonała nas, żyj swoim życiem...
-  Tak bardzo was kocham! -  krzyknełam i obięłam rodziców.
-  Dziękuję, tak bardzo dziękuję!  - mówię odrywając się od rodziców.
Od razu zadzwoniłam do Leona.
-  Wyjazd nadal aktualny?
-   Nigdy bym z niego nie zrezygnował

Będąc już na lotnisku żegnam się z tatą.
-  Zobaczymy się niedługo kochanie? Pamiętaj kocham Cię!  -  mówi mi to już setny raz ale i tak to kocham.
-  Tak tato, też Cię kocham - uśmiecham się.
Mama niestety nie pojechała z nami, nie mogła jechać w takim stanie. Ludzie to tylko cztery dni!
Gdy razem z Leonem kierowałam się w stronę samolotu, on machał do mnie a ja do niego, płakał. Może dlatego że, myśli że już nigdy mnie nie zobaczy? To bzdura.

- Nowy York, nadzchodzę. - mówię do siebie gdy samolot pokonuje pasy startowe.
Wzrok wszystkich ludzi w samolocie był skierowany na mnie. Nie powiem, czułam się z tym źle.
-  O co im chodzi?  -  szepcze do Leona patrząc się na ludzi. - Dlaczego tak się gapią?   -  Nie wiem, może dlatego jesteś podpięta do butli. -  skwintował.  - Dzięki  - odwracam wzrok w stronę okna.  Jasne  zawsze byłam dziwakiem. Przez chwilę mnie przepraszał, chociaż sama nie wiem dlaczego się na niego obraziłam.
-  Trudno cię pocieszyć  - stwierdził szatyn.
-  To wiadomo nie od dziś. -  wzdycham patrząc na niego.  -  Uciszyć cię też nie łatwo  -  śmieje się. Szturcham co lekko w ramię udając obrażoną.  - Leon Verdas, wstydzi się usiąść obok dziewczyny z butlą  tlenową.
-  Nie prawda. -  prostuje.  Spojrzał na na mnie a późnej na okno.

Heya!
Dawno mnie nie było...
Szczerze?
To ten rozdział pisałam jakieś 30 minut.
Jest krótki i do bani.
Jak zawsze co nie?
Ogólne to mam Wattpada!
Tak Ja mam...
@LittlleDree
Zapraszam!
Do następnego 

Buziam 
Tila 

poniedziałek, 6 lutego 2017

Rozdział 11 "Byłam JA"


Chciałbym opisać wam moją kolację z Leonem ale...
Właśnie zawsze jest jakieś ale.
Zachowam to dla siebie...

Wczoraj była kolacja dzisiaj będzie kawiarenka.
Wystrojona w pudrową sukienkę wyszłam na spotkanie z Ludmiłą, mówiła że ma jakąś niespodziankę.
Sama nie wiem o co może jej chodzić, może kupiła sobie nową sukienkę, buty albo torebkę.
Pomimo tego jaka jest Ludmiła kocham ją jak siostrę.
Ale uwierzcie dużo trzeba żeby założyła buty z zeszłego sezonu, naprawdę.

- Vilu poznaj mojego chłopaka - zwraca się do mnie blondynka pokazując na szatyna z niebieskimi tęczówkami.
Więc to była ta niespodzianka, to jest ten chłopak o którym mówiła mi ostatnio.
Spodziewałam się czegoś innego a tu proszę.
- Federico - podaje mi dłoń i uśmiecha się szarmancko. - Violetta - wykonuje jego poprzedni ruch.
Po zapoznaniu zajęliśmy miejsce przy małym stoliku.
Po paru minutach para była tak zajęta rozmową jak się poznali że nawet mnie nie zauważali.
Jadłam więc dalej swój kawałek ciastka z taką zachłannością jak nigdy dotąd.
Przenosząc kawałek ciasta na widelcu do mojej jamy ustnej tak szybko że w pewnym momencie myślałam że już nie dam rady.
Wreszcie zjadłam, odstawiłam talerzyk na bok, wyciągnęłam z portfela odpowiednią ilość pieniędzy.
- Wiecie ja już pójdę, muszę pomóc jeszcze mamie - odparłam zwracając na siebie ich uwagę.
- Ale Violu... - zaczęła. - Zdzwonimy się - żegnam się z parą i odchodzę.

Dzisiaj odbyło się zebranie Zespołu do walki z rakiem.
Grupa lekarzy i innych takich specjalistów, siada w podobnie tak jak my w dużym kole, tylko oni nie rozmawiają o swoich życiowych problemach i nie w jakiejś piwnicy tylko w sali konferencyjnej.
Omawiła moją chorobę, stan w którym się znajduję, samą nie wiem daję sobie max rok.
Ale chyba czułam się lepiej sypiałam z lekarstwem ( nieodłącznym w moim życiu ). Płuca funkcjonowały dobrze, czyżby cicho przed burzą?
Zebranie prowadziła dr. Kylie, bardzo miła kobieta o cudownym sercu.
- Dobra informacja jest taka że Phalanxifor hamuje wzrost guzów, ale jest trochę gorzej z gromadzeniem płynu w płucach. Pytanie co dalej, taktyka? - spojrzała na mnie oczekując odpowiedzi.
- Um... chyba nie jestem odpowiednią osobą na udzielenie tej oto odpowiedzi - uśmiechnęła się do mnie.
- Tak też myślałam, liczyłam na odpowiedź od innych zgoromadzonych tu specjalistów?
- Cóż - odezwał się któryś z lekarzy.
- Wiemy iż...
Nie będę was tym zanudzała po prostu przejdźmy do sedna.
- Więc co zrobimy?
- Violetto twoja choroba się nie wycofa. Ale znamy dużo osób którzy żyją z nowotworem przez długi czas - odpowiada dr. Kylie.
Nie chciałam zapytać co oznacza "długi czas" nie chcę psuć sobie życia na ten "długi czas".
- Twój wzrost poziomu płynu w płucach  daję się kontrolować, przynajmniej na razie.
- Po prostu nie można przeszczepić mi płuc? - zapytałam.
Doktor Kylie przymnkneła na chwilę powieki i zacisneła usta w wąską linię.
- Niestety ale... nie jesteś uznana za odpowiednią kandydatkę do transplantacji - powiedziała.
Jasne, nie ma sensu marnować dobrych organów na takie beznadziejny przypadek jak ja.
Nie chciałam pokazać że uraziło mnie to dlatego przytaknełam.
Mama razem z tatą nie wytrzymali, zaczęli jedynie cicho szlochać.
Kolejna najgorsza wiadomość w ich życiu.
Prawdą było że przez ich całe życie jedynym największym cierpieniem byłam JA.

Heyah!!
Nowy rozdział!
Co myślicie?
Pewnie beznadziejna jak zawsze...
Hm...
Mało Leonetty ale następnym razem...😉

Buziam❤
Tila❤